Recenzja filmu

Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów (2016)
Anthony Russo
Joe Russo
Chris Evans
Robert Downey Jr.

Rozłam

Udało się! Film, na który fani czekali już od narodzin Marvel Cinematic Universe, wreszcie wszedł do kin i nie zawiódł oczekiwań w nim pokładanych. To kwintesencja kina akcji, starcie
Już na samym wstępie trzeba uznać "Civil War" za potężny kopniak, wymierzony centralnie w cztery litery Warner Bros. i ich średnio udane "Batman v Superman". Wszystko to, co film Snydera robił źle i niestarannie, Marvel wykonuje perfekcyjnie, przypominając nam, po co w ogóle chodzimy do kina na produkcje o superbohaterach. Nie po to, by bezmyślnie wpatrywać się w następujące po sobie efektowne bijatyki i pełne CGI sceny akcji, w których wszystko dookoła eksploduje. Chodzimy na nie przede wszystkim dla postaci, które tak bardzo uwielbiamy i  z którymi możemy się utożsamiać.  Najwyraźniej Marvel Studios doskonale zdaje sobie z tego sprawę i od dobrych ośmiu lat rekrutuje nowych aktorów, by wprowadzać do uniwersum kolejne niesamowite postacie, które mimo swych nadludzkich umiejętności, nadal pozostają… po prostu ludzkie!



Mimo iż formalnie "Wojna Bohaterów" jest trzecim filmem skupionym na postaci Kapitana Ameryki, można go śmiało uznać za kolejną część "The Avengers". Nie tylko dlatego, że Chris Evans i Robert Downey Jr. goszczą na ekranie przez niemal taką samą ilość czasu (dzięki temu dość drętwa gra aktorska tego pierwszego jest mniej dokuczliwa). Liczba bohaterów i złoczyńców przewijających się przez scenariusz, pozostawia daleko w tyle nawet "Czas Ultrona" czy "Ant-Mana". Najwyraźniej twórcy już od samego początku planowali wrzucić wszystkie te postacie do jednej wspólnej historii, rozbudowując ją tym samym do niespotykanych dotąd rozmiarów. Mimo to, nie towarzyszy nam irytujące uczucie dezorientacji (jak u konkurencji), a każdy kolejny wątek sprawia, że opowieść staje się jeszcze ciekawsza.  
Co prawda "Civil War" nie ma za wiele wspólnego z komiksem Marka Millara o tym samym tytule, lecz nie ustępuje mu pod względem powagi i dramatyzmu. To, zaraz po Zimowym Żołnierzu, najpoważniejsza z historii, jakie możemy znaleźć pośród trzynastu tytułów należących do Marvel Cinematic Universe. Nie brakuje oczywiście humoru, który stanowi już wizytówkę filmów Marvel Studios, lecz jest tu stosowany bardziej oszczędnie niż zazwyczaj. Koniec końców, ma to przecież być historia dramatyczna, traktująca o upadku przyjaźni, walce pomiędzy dawnymi towarzyszami i starciu idei. I tym właśnie jest! Kiedy widzimy Iron Mana walczącego z Kapitanem Ameryką bez żadnych skrupułów i zahamowań, wiemy, że nie jest to jeden ze schematycznych filmów o superbohaterach, które wchodzą do kin każdego roku.


Scenarzyści postarali się, aby film był jak najbardziej dynamiczną i intensywną rozrywką. Brak tu choćby minuty nudy. Akcja rozwija się nieustannie, bez zbędnych dłużyzn i przeciągłych ujęć. Sam wstęp swoim rozmachem dorównuje niejednemu filmowemu finałowi. Tylu scen akcji jeszcze nie dane nam było jeszcze zobaczyć w ciągu zaledwie dwóch i pół godziny spędzonych na sali kinowej. Ich choreografia jest, co tu dużo mówić – wprost wybitna. Starcie na lotnisku w Berlinie, tak mocno promowane w materiałach promocyjnych jest urzeczywistnieniem dziecięcych marzeń każdego fana kina superbohaterskiego.

Jak jednak wspomniałem na samym wstępie, najważniejsze są tu same postacie, a nie walka między nimi. Znani nam bohaterowie przewijają się przez ekran równie często jak nowi, którzy debiutują w imponującym stylu. Baron Zemo (Daniel Brühl) to najlepszy czarny charakter od czasu Lokiego,  a Czarna Pantera (Chadwick Boseman) jest najbardziej egzotycznym dodatkiem do filmowego kanonu Marvela. Zaś Spider-Man w wykonaniu Toma Hollanda to najlepsza wersja Petera Parkera, jaką kiedykolwiek mogliśmy podziwiać na ekranach. Dobrze, że wreszcie został zagrany przez prawdziwego nastolatka, który potrafi wczuć się w tę ikoniczną rolę, a nie kogoś, kto podchodzi pod trzydziestkę i usilnie próbuje udawać licealistę…




Udało się! Film, na który fani czekali już od narodzin Marvel Cinematic Universe wreszcie wszedł do kin i nie zawiódł oczekiwań w nim pokładanych. To kwintesencja kina akcji, starcie największych superbohaterów, które nie pozwala widzowi ani na chwilę wytchnienia. Wszystko zmierzało do tego właśnie filmu, który jest znakomitym połączeniem zarówno humoru, jak i dramatyzmu. Tak właśnie się to robi! Aplauz proszę!
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Na to starcie wszyscy fani Marvela czekali od miesięcy. Nowy "Kapitan Ameryka" miał być inny niż... czytaj więcej
"Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów" to jeden z tych przypadków, w których zwiastun filmu jest znacznie... czytaj więcej
Oglądając dwie części "Avengerów", gdzie na jednym ekranie pojawili się wszyscy dotychczasowi bohaterowie... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones